Temat, który
potrafi przerodzić się w pasję, zamienić spokojnego człowieka w poszukiwacza
ganiającego z wykrywaczem po lasach, chaszczach i polach, który wolne chwile
woli spędzać nad starymi mapami niż przed TV. Jeśli jesteś takim właśnie
zapaleńcem, to ten tekst nie jest dla Ciebie, możesz sobie darować, bo zapewne wszystko
znasz i wszystko wiesz – łyknąłeś już bakcyla. Ale resztę będziemy pomału zarażać.
Temat jest tak ciekawy i obszerny, że opowiedzieć o nim na raz będzie za dużo. A
zatem będą trzy części: pierwsza o depozytach, druga o militariach i trzecia o prawdziwym,
najprawdziwszym skarbie ukrytym w Bielawie jeszcze w czasach wojen husyckich,
który był odnaleziony i potem został ukryty na nowo.
To, co się
najczęściej przypadkowo znajduje podczas remontów poniemieckich domów
popularnie nazywa się właśnie depozytami. Mieszkańcy Bielawy podczas II Wojny
Światowej mogli czuć się w miarę bezpiecznie, byli praktycznie poza zasięgiem
alianckiego lotnictwa, działań wojennych nie było tu nigdy. Nadciągnięcie frontu
było więc dla nich przeżyciem traumatycznym. Propaganda niemiecka chcąc pobudzić ludzi do
obrony za wszelką cenę, przedstawiała podawała liczne przykłady rzezi ludności
cywilnej dokonywane przez Rosjan, przykłady na powszechne gwałty i totalny rabunek. To
prawda, tak to właśnie wyglądało, a przerażeni ludzie nierzadko całymi wioskami
popełniali zbiorowe samobójstwa. Inni, niepewni swojego losu ludzie
zabezpieczali swój majątek przed grabieżami, a sami uciekali gdzie się da. Ci,
którzy zostali „oswobodzeni” widząc co się dzieje chowali resztę tego co
posiadali byle gdzie, byle z oczu. Ostatni rzut ukrywania majątków następował
przed deportacją w głąb Niemiec, nocą, po ciemku, szybko i byle jak. Jedno co
było pewne to, to, że niedługo wrócą. To przekonanie podzielali zresztą i
Polacy, wystarczy wspomnieć, że pierwsze domy jednorodzinne w naszym powiecie
zaczęły powstawać dopiero 30 lat po wojnie, jak było już raczej pewne, że jednak „nie
wrócą”.
Ponieważ
depozyty w przeważającej części były pochowane byle jak, 95% z nich znaleziono
w ciągu 20 lat. Praktycznie w każdym jednym poniemieckim domu, lub w jego
rejonie było coś schowane. W kliku piwnicach było to zamurowane jedno z
pomieszczeń. Po latach, okazało się, że brakuje „piwnicy” w piwnicy i po
rozwaleniu ściany odnajdowano skarb w postaci … pierzyn, zatęchłych ubrań,
słoików z mięsem, dżemów, książek, a jak kto miał szczęście to i alkoholi. O
winie, które z biegiem lat zamieniło się w alkoholową galaretkę krążą wśród
poszukiwaczy legendy. Najoczywistszym miejscem dla bardziej wartościowych
przedmiotów był strop ponad parterem. Przybyli później szabrownicy wycwanili
się na tyle, że wybijali na wysokości stropu dziury w ścianach i świecili
latarką w tzw.”ślepy pułap” szukając ukrytych dóbr. Najczęściej chowano tam
srebrne sztućce, rzadziej złoto, pieniądze. Pierwsi osadnicy wspominają, że co
drugi dom był tak podziurawiony. Kolejnym miejscem do obowiązkowego
przeszukania jest więźba dachowa, podbitki, miejsca za murłatami. Złoto i
biżuteria oraz pieniądz papierowy lądował w kominach, wyczystkach, rewizjach,
starych piecach i przebiciach w ścianach. Dużo ludzi wzbogaciło się remontując
swoje stare, dymiące piece.
Zawsze „skarb”
jest zaskoczeniem dla znalazcy. Nowy nabywca zabudowań gospodarczych często
przeszukuje swoje zabudowania właśnie pod tym kątem. W Pieszycach, jakieś 10
lat temu, w jednej ze stodół w centrum miasta panowie sondowali klepisko
metalowym prętem i pół metra pod posadzką znaleźli zakopaną skrzynię. Pełni nadziei
otwierają ją, a tam … brązowe patelnie emaliowane, komplet równie brązowych garnków
z pokrywkami, obrusy, pościel – wszystko nowe, nieużywane. Cały posag jakiejś
panny, cała wyprawka ślubna. Innym razem w Bielawie, hm, będzie ze 30 lat temu
przy ul.Wolności w okolicach Biedronki na dole, w takim budynku za mostkiem
remontowano piec kaflowy. Wyciągnięto z niego pokaźny majątek – dwie grubaśne
rolki marek, kilkanaście, może kilkadziesiąt tysięcy tego było. Niestety
temperatura zrobiła swoje, połowa rozsypała się w proch od samego dotknięcia. W
Dziećmorowicach w jednej stajni był parnik do parowania ziemniaków. W wyczystce
przy tym parniku ludzie znaleźli półtora kilograma złota. W Bielawie, w
okolicach Piastowskiej – Górskiej z sufitu przy lampie pewnego razu spadły
złote monety. W zamurowanej piwnicy magazynu przy kolejowej w latach 80-tych
były skrzynie z różnego rodzaju dobrami, porcelaną, książkami, bibelotami,
bronią.
Tego jest
jeszcze bardzo, bardzo dużo. W każdym jednym domu coś było, to pewne. Jeśli
akurat w takim mieszkacie i wiecie, że ktoś coś już tam znalazł, to pech (u
mnie były to srebrne sztućce w podłodze na strychu), ale jeśli nic takiego nie
miało miejsca, to wasze skarby czekają na was. Nie dajcie im czekać!
Syn mojej koleżanki:
OdpowiedzUsuńwww.tvn24.pl/wideo/z-anteny-/pieniadze-zloto-bizuteria-pan-lukasz-odnajduje-skarby-osadnikow,1374384.html?playlist-id=12799
***SKARB***
W Walimiu mieszkałem w starej chacie śląskiej.Miała drewniane rynny z których woda spływała na ułożone pod nimi pryzmy kamieni.
Były to lata 50-te XX wieku.Któregoś roku ojciec postanowił zrobić z tą kupą kamieni porządek i zaczął owe kamienie przewozić taczką w inne miejsce(pomagałem).
Po przetransportowaniu kilku taczek kamieni odsłoniliśmy żeliwne naczynie.Skarb!Szybko odrzuciliśmy jeszcze trochę kamieni i przenieśliśmy kociołek do sieni.
Postawiliśmy ok.10 litrowy,żeliwny kociołek zamknięty pokrywką i zakręcony drutem na stole.Cała rodzina otoczyła stół z kociołkiem i przyglądała się w wielki napięciu z szeroko otwartymi oczyma jak ojciec nerwowo usuwa drut.Gdy wreszcie ojciec uniósł pokrywę z kociołka wszyscy nachyliliśmy się nad nim i ujrzeliśmy...zjełczały smalec.
Wszyscy staliśmy zawiedzeni i ubodzy.Niestety-smalec poszedł na szmelc,a żeliwny kociołek służył nam jeszcze wiele lat.
Oczywiście natychmiast rozprawiliśmy się jeszcze z dwoma pryzmami kamieni,ale skarbu nie było.Był w innym miejscu:)
Znam jeszcze kilka miejsc w których na 100% coś znajdę,ale to zostawiłem sobie na deser.Muszę kupić także nowy detektor bo stary już się naszukał i strajkuje.
www.youtube.com/watch?v=sGPK9bKcAYM
Henryk
Ja jeszcze niczego w swoim domu nie znalazłem, ale to może dlatego, że mieszkam w bloku z 1988 roku.
OdpowiedzUsuńBoś Pan za płytko szukał! ;) Gdyby tak zerwać posadzkę w piwnicy, przegonić zaintrygowane szczury i pokopać głębiej, to osiągnęłoby się poziom majdanu dworskiego z resztkami zabudowań, może kaplicą, a na bank cmentarzem. Przy okazji kopania fundamentów pod Pańskim blokiem naruszono ku uciesze robotników trumnę z zawartością. W trumnie był pochowany żołnierz w mundurze z okresu, na oko świadka, napoleońskiego, bo tak mu się kapelusz ozdobny kojarzył. Przy kościotrupie była też i szpada, która się komuś bardzo spodobała. Zgaduję, że znalezisko się szeroko nie rozeszło, bo najgorsze co się może przytrafić na budowie to archeolog.
UsuńDlatego nic u Pana w piwnicy łańcuchami nie grzechocze, a te ciche szczęki metalu to nie klucze, a właśnie ta szpada co to ją właściciel nocami szuka po piwnicach ;)