Wiosna roku
1946 przyszła wyjątkowo wcześnie, jakby sama natura przygotowywała się do
mającej się właśnie zacząć wędrówki ludów. Szli na zachód ludzie, którzy mieli
na pieńku z władzą radziecką umacniającą się właśnie na ich rodzinnych, z
dziada pradziada zamieszkałych terenach, szli ludzie zwabieni opowieściami o
cudach pozostawionych w Niemieckich domach, o wodzie z kranu, o gazie w kuchni,
w szczególności szli ci którym było za ciasno, niewygodnie i niebezpiecznie.
Szli też i szabrownicy. Ogólnie ludzie odważni i przedsiębiorczy.
Jesteśmy w
dużej mierze potomkami tej wędrówki ludów, odziedziczyliśmy po nich co
najlepsze, stąd może i obecny rozwój Dolnego Śląska, zaskakująco dobry na tle
reszty kraju. A skutkiem wymieszania się genów ludzi z różnych, odległych od
siebie terenów Polski, nie wiemy co to problemy wąskiej puli genetycznej
trapiące obecnie np. Finów, a ponadto jak mówią, stąd najpiękniejsze dziewczyny
są na Dolnym Śląsku.
Maj i czerwiec
1946 dla Rychbachu oznaczał masy ludzi szukające swojego miejsca w nowym
świecie. Po wyjściu z pociągu wychodziło się na Bahnhofstrasse i mijając Hotel
Keiserhoff szło się pod górę ulicą Poststrasse w kierunku rynku. Kto doszedł do
rynku zostawał Dzierżoniowianinem. Kto się odwrócił na Pocztowej, zobaczył na
horyzoncie układające się wzdłuż potoku miasteczko na tle gór, pośród zielonych
pól, z wieżami kościołów i fabrycznymi kominami. Ten ktoś zostawał
Bielawianinem. Powiadają, że widok był fascynujący, ludzie zawracali i szli z
tobołami z powrotem. Do dziś, w ładną pogodę warto z ul.Poczotwej spojrzeć na
Bielawę, widok prawdziwie pocztówkowy.
Bielawa 1946
roku była prześlicznym miasteczkiem. Osadnicy zgodnie to podkreślają, że miasto
było zadbane, wypielęgnowane, domy wzdłuż ul.Wolności posiadały ogródeczki,
było pełno kwiatów. Perełką w mieście był park ze stawem i nowoczesnym basenem.
Po stawach można było pływać łódkami, a jeszcze kilka zim wcześniej na drzewach
rozwieszano kolorowe lampiony, na wysepce przygrywała łyżwiarzom orkiestra
dęta, a pobliska kawiarnia serwowała grzane wino. Basen też był nie byle jaki,
posiadał pełne zaplecze, wysoką wieże do akrobatycznych skoków do wody i dość
obszerny brodzik dla najmłodszych. Basen był na tyle nowoczesny, że trenowała
na nim niemiecka kadra olimpijska przed olimpiadą w Berlinie w 1936 roku.
Patrząc na to
się obecnie tam wyprawia, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to jakaś karykatura.
Szpital miejski – ten z czerwonej cegły pomiędzy Wolności, a Żeromskiego
postawiono dokładnie w rok. A tu kilku alejek nie można? Jak słyszę, park ma
docelowo dorównać do stanu sprzed 1939 roku. Oczywiście bez orkiestry, bez
lampionów i przede wszystkim bez basenu. Kalka poszła tak daleko, że odtworzona
ma być również kawiarenka, podobno w jakimś wyjątkowo dziwacznym miejscu, na
skrzyżowaniu głównych alejek, w środku parku - tam, gdzie najciemniej. Szkoda,
że po prostu nie zadbano o to co się zastało, o wspaniały basen, o klimatyczną
kawiarenkę, o uroczy park. W parku było wiele tablic pamiątkowych. Wiadomo było
które drzewo jaka osobistość z jakiej okazji posadziła (a bywały to naprawdę
imponujące nazwiska i doprawdy odległe czasy), co ciekawe była też tablica z
informacją, że ten park to miejsce wiecznego spoczynku pierwszych mieszkańców
Bielawy, tych sprzed tysiąca lat. Niestety władzy ludowej było to wszystko nie
w smak.
Idzie nowe,
dajmy mu
szansę, może to nowe przebije to stare?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz