środa, 31 grudnia 2014

Idzie stare nowe



Wiosna roku 1946 przyszła wyjątkowo wcześnie, jakby sama natura przygotowywała się do mającej się właśnie zacząć wędrówki ludów. Szli na zachód ludzie, którzy mieli na pieńku z władzą radziecką umacniającą się właśnie na ich rodzinnych, z dziada pradziada zamieszkałych terenach, szli ludzie zwabieni opowieściami o cudach pozostawionych w Niemieckich domach, o wodzie z kranu, o gazie w kuchni, w szczególności szli ci którym było za ciasno, niewygodnie i niebezpiecznie. Szli też i szabrownicy. Ogólnie ludzie odważni i przedsiębiorczy.
Jesteśmy w dużej mierze potomkami tej wędrówki ludów, odziedziczyliśmy po nich co najlepsze, stąd może i obecny rozwój Dolnego Śląska, zaskakująco dobry na tle reszty kraju. A skutkiem wymieszania się genów ludzi z różnych, odległych od siebie terenów Polski, nie wiemy co to problemy wąskiej puli genetycznej trapiące obecnie np. Finów, a ponadto jak mówią, stąd najpiękniejsze dziewczyny są na Dolnym Śląsku.
Maj i czerwiec 1946 dla Rychbachu oznaczał masy ludzi szukające swojego miejsca w nowym świecie. Po wyjściu z pociągu wychodziło się na Bahnhofstrasse i mijając Hotel Keiserhoff szło się pod górę ulicą Poststrasse w kierunku rynku. Kto doszedł do rynku zostawał Dzierżoniowianinem. Kto się odwrócił na Pocztowej, zobaczył na horyzoncie układające się wzdłuż potoku miasteczko na tle gór, pośród zielonych pól, z wieżami kościołów i fabrycznymi kominami. Ten ktoś zostawał Bielawianinem. Powiadają, że widok był fascynujący, ludzie zawracali i szli z tobołami z powrotem. Do dziś, w ładną pogodę warto z ul.Poczotwej spojrzeć na Bielawę, widok prawdziwie pocztówkowy.
Bielawa 1946 roku była prześlicznym miasteczkiem. Osadnicy zgodnie to podkreślają, że miasto było zadbane, wypielęgnowane, domy wzdłuż ul.Wolności posiadały ogródeczki, było pełno kwiatów. Perełką w mieście był park ze stawem i nowoczesnym basenem. Po stawach można było pływać łódkami, a jeszcze kilka zim wcześniej na drzewach rozwieszano kolorowe lampiony, na wysepce przygrywała łyżwiarzom orkiestra dęta, a pobliska kawiarnia serwowała grzane wino. Basen też był nie byle jaki, posiadał pełne zaplecze, wysoką wieże do akrobatycznych skoków do wody i dość obszerny brodzik dla najmłodszych. Basen był na tyle nowoczesny, że trenowała na nim niemiecka kadra olimpijska przed olimpiadą w Berlinie w 1936 roku.
Patrząc na to się obecnie tam wyprawia, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to jakaś karykatura. Szpital miejski – ten z czerwonej cegły pomiędzy Wolności, a Żeromskiego postawiono dokładnie w rok. A tu kilku alejek nie można? Jak słyszę, park ma docelowo dorównać do stanu sprzed 1939 roku. Oczywiście bez orkiestry, bez lampionów i przede wszystkim bez basenu. Kalka poszła tak daleko, że odtworzona ma być również kawiarenka, podobno w jakimś wyjątkowo dziwacznym miejscu, na skrzyżowaniu głównych alejek, w środku parku - tam, gdzie najciemniej. Szkoda, że po prostu nie zadbano o to co się zastało, o wspaniały basen, o klimatyczną kawiarenkę, o uroczy park. W parku było wiele tablic pamiątkowych. Wiadomo było które drzewo jaka osobistość z jakiej okazji posadziła (a bywały to naprawdę imponujące nazwiska i doprawdy odległe czasy), co ciekawe była też tablica z informacją, że ten park to miejsce wiecznego spoczynku pierwszych mieszkańców Bielawy, tych sprzed tysiąca lat. Niestety władzy ludowej było to wszystko nie w smak.
Idzie nowe, dajmy mu szansę, może to nowe przebije to stare?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz