Listopad
nastraja refleksyjnie. Początek miesiąca otwierają co prawda święta wszystkich
świętych i wszystkich zmarłych, ale przecież i sama przyroda skłania do zadumy
nad przemijaniem, wspominamy zarówno tych, którzy już zakończyli tutaj zawody,
swojej wiary ustrzegli i zdobyli nagrodę, jak również wszystkich, co do których
mamy taką nadzieję. Mamy też nadzieję i na to, że po tamtej stronie spotkamy naszych
bliskich i znajomych, ale przecież na tym nie koniec. Spotkamy również i tych,
którzy mieszkali kiedyś w naszym mieście, tych którzy to miasto tworzyli. Nigdy
was nie interesowało kim byli, czym się zajmowali, co czuli i co myśleli?
Byli dokładnie
tacy jak my, śmiali się, cierpieli, kochali, czasem nienawidzili. Lubili
posiedzieć przy kuflu dobrego piwa, pośpiewać, potańczyć. Mieszkało tu od
zawsze wiele grup narodowościowych, przez większość istnienia Bielawy to był niespokojny
teren pogranicza, naturalną granicą były grzbiety Gór Sowich, tu był Śląsk, tam
były Czechy. Później, choć państwa się zmieniały, górskie przełęcze zawsze były
wrotami do innego porządku prawnego, do innych rynków, czasem do wolności,
czasem po prostu ucieczką przed prześladowaniem pod te inne skrzydła. Nic więc
dziwnego, że wytworzyła się mieszkanka kulturowa, która przez wieki żyła ze
sobą w zgodzie. Nawet jeśli oprócz pochodzenia dzieliła ludzi dodatkowo wiara
nie było to powodem konfliktów. Żyli ze sobą w zgodzie Niemcy, Polacy, Czesi i
Żydzi. Niestety, tylko do czasu.
Jest późne
lato 1944 roku. Basia skończyła właśnie 17 lat, jest śliczna, ma aspiracje
artystyczne, ale interesuje się też i nauką. Mieszka z rodzicami i młodą
Ukrainką do pomocy w domu przy ul.Górskiej w Bielawie. Wojna dociera i do
Bielawy, bombardowanie to może i wyjątek, ale w mieście jest pełno rannych,
uciekinierów, robotników przymusowych i poziom życia drastycznie spada. Basia
angażuje się prace Czerwonego Krzyża, pomaga w szpitalu, pielęgnuje rannych,
jest powszechnie lubiana. Jej dwóch starszych braci zginęło na wojnie, trzeci
zostaje poważnie ranny pod Rygą, gdy pocisk w dziale przedwcześnie wybucha. Jej
przyjaciel, może chłopak, właśnie zginął w Warszawie podczas powstania. Koszmar
wojny dotyka w końcu i naród, który tę wojnę wywołał. Basia mimo wszystko jest w lepszej sytuacji,
bo pochodzi z fabrykanckiej rodziny, jej tata to nie byle kto, to sam Gottfried
Dierig, jeden z braci – właścicieli całego koncernu. Pochodzenie to szybko okazuje
się przekleństwem, jej właśni rodzice zabijają ją w przeddzień wkroczenia
Rosjan, po czym sami popełniają samobójstwo w ukochanym domu malowniczo
położonym na zboczu Góry Maślanej, przy ul.Górskiej. W późniejszych latach w
tym domu będzie przedszkole.
Rok później,
jesienią 1945 roku młody Erich powraca do matki mieszkającej przy ul.Tkackiej w
Bielawie. Nie pchał się na tę wojnę, zresztą 6 lat wojny to lwia część jego
dzieciństwa i młodości. Wyboru nie miał żadnego. Jego jednostka została rozbita
w kwietniu pod Rotenburgiem, a on sam, przez 3 miesiące wracał do domu, często
przymierając głodem, żywiąc się tym, czym dobrzy ludzie się z nim podzielili.
Otworzył furtkę na podwórko i dostał kulą w plecy, umarł na progu własnego
domu, w ramionach matki. Jego winą było to, że miał na sobie wojskową kurtkę,
pozbawioną dystynkcji co prawda, ale zawsze niemiecką. No i wyglądał na szkopa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz